Jest wieczór. Kolumna opancerzonych limuzyn dociera do granicy. Samochody zatrzymują się. Do posterunku granicznego podchodzi oficer ochrony.
– Mamy tu delegację z Prezydentami Polski i Gruzji. Chcemy przejechać.
– Nie można, granica jest już zamknięta. W niedzielę pracujemy do 14:00.
– Ale czy w drodze wyjątku…
Słychać trzask zamka pistoletu maszynowego. Agent Ochrony odchodzi. W mercedesie uchyla się lekko szyba:
– Co powiedział?
– Że nas nie puszczą Panie Prezydencie
– Powiedziałeś kim jesteśmy?
– Oczywiście
Szyba podnosi się, skrywając wnętrze limuzyny.
– Nie wpuszczą nas – informuje swojego polskiego Przyjaciela Prezydent Saakaszwili.
– Jak to nie wpuszczą? To prowokacja! Jesteśmy przecież na terenie Gruzji!
– Tak Lechu, jesteśmy, ale…
Kaczyński ucina – Już ja im powiem!
Wstaje i sięga do drzwi, by uchylić szyby – Nie próbuj mnie powstrzymać – rzuca w stronę Prezydenta Gruzji.
– Michał! – zdecydowanym głosem przywołuje swojego sekretarza.
– Panie Prezydencie, nie powinien Pan…
– Dobra dobra, powiedz mi jak po rusku będzie „spieprzaj dziadu”?
– Ale…
– Nie ma żadnego ale! Już ja im powiem co o nich myślę!
– Ale dziennikarze – oni nas zjedzą – wyjaśnia Kamiński
– To ich odpraw, powiedz, że odjeżdżamy i żeby ruszyli jako pierwsi.
Kamiński wydaje polecenie, by samochody z dziennikarzami ruszyły przodem.
– Załatwione
– Więc jak to będzie?
– Idi w pizdu! Job twoju mać’! chyba…
– Dziękuję, wsiadaj do samochodu, odjeżdżamy
Samochody zawracają. Gdy prezydencka limuzyna stoi bokiem do posterunku granicznego, ponownie otwiera się okno i w stronę pograniczników leci wiązanka:
– Idi w pizdu! Job twoju mać!
W świetle księżyca dało się zobaczyć błysk – jakby lufy pistoleciku.
Pogranicznik odkrzyknął – A idi w kibini matier! i sięgnął po broń.
Ciszę Kaukazu rozerwała seria z Kałasznikowa, potem następna i jeszcze jedna.
Na darmo, Prezydent Kaczyński siedział już wygodnie na tylnym siedzeniu Mercedesa, poza zasięgiem kul. Prezydent Saakaszwili też mógł mówić o dużym szczęściu gdyż, żeby zamknąć okno po stronie Prezydenta Polski, musiał się pochylić.
– Przecież to byli Rosjanie! – zawołał Kaczyński, kiedy emocje opadły, żaden Osetyniec tylko Rosjanin – słyszałem przecież.
Dla międzynarodowej społeczności już wkrótce miało się stać jasne, co na prawdę dzieje się na Kaukazie.
Prezydent jako zwierzchnik Sił Zbrojnych natychmiast wydał przez telefon satelitarny polecenie wysłania w rejon Rosyjskich wód terytorialnych naszych lotniskowców…
pieknie! Kaczynski to nasza tragedia narodowa.
jak zwykle nikt mnie nie rozumie
– Bubu?
– co Jogi?
– czy ty mnie przypadkiem nie wkręcasz? przecież Strażnik…
– och Jogi…
cudowna jest moc gruzińskiego wina.
albo i koniaku.
ale żeby samemu przegonić hordy wściekłych ruskich?
szacuneczek prezydentowi się należy.
a rekonstrukcja dziwnie szczegółowa … czy ty czasem nie maczałeś w tym palców, hę?
>>makowski
nadrabiasz zmarnowane (przez komune) dziecinstwo?
;o)
>>zet
palce mi sie zamoczyly, bo do literatki nie trafilem
;o)
ładna rekonstrukcja, nawet bardzo :-)
(tylko z wyrażaniem emocji w języku Fuszkina chyba jakiś kłopot)
>> zet
tam chyba koniaku nie robio
>>Kuszelas
ale panimajetie? ;)
ja nie mam zadnych trudnosci – w ramach ruchu oporu nie uczylismy sie jezyka okupanta
;o)
jak to nie robią.
w koniaku gruzini są potęgą.
dlatego tacy dzielni.
a za to winie mają fantazję i romantyzm.
a nasz prezydent wszak też jest smakoszem.
więc co się dziwić że taką piękną bitwę stoczył.
już, już słyszę nową pieśń Sabatonu.
autorem tekst tym razem będzie pan analog ;)
ja pisze tylko teksty pankowych kawaukuff
wiec nie da rady ;)
poetyckie. I tyle w tym uczucia. Empatii
no w końcu ktoś wreszcie przypomniał, że mamy lotniskowce….
>>jah
wreszcie ktos to przeczytal
;)